THE MACHERS | WOLONTARIAT FKŻ | JAK TO SIĘ ROBI? – EDYTA GAWLAK

0

THE MACHERS | WOLONTARIAT FKŻ | JAK TO SIĘ ROBI? – EDYTA GAWLAK

200 macherskich T-shirtów, 240 litrów wody, 30 słoików Nutelli, 814 sztuk tostów, 11 opakowań kremu przeciwsłonecznego. Wszystko to w ciągu 10 dni. A dziennie? Średnio 12 km spaceru. Brzmi, jak przepis na idealnego wolontariusza? Kiedy 2 lata temu rozpoczynałam swoją przygodę, bo tak mogę to nazwać, jako manager wolontariatu, miałam w głowie dużo pytań. O to, jak znaleźć taki przepis, a może bardziej – jak tym przepisem się posługiwać.

Sama przez poprzednie trzy lata byłam jednym z nich – Macherem. Nagle jednak zupełnie inaczej patrzy się na ogromny organizm składający się z 70 wolontariuszy i 8 koordynatorów. Każdy z nich zupełnie inny, z innymi pasjami, z innymi oczekiwaniami, wreszcie innym temperamentem. Razem tworzą rzeczy wspaniałe. Jak?

Czasami sama się nad tym zastanawiam. Bo logicznie rzecz ujmując – po co potrzebny jest wolontariat 34-letniej architektce, pracowniczce dobrze funkcjonującej korporacji albo 30-latkowi, producentowi muzycznemu z Berlina, który swoje 10 dni urlopu wykorzystuje na bycie wolontariuszem? Dobre pytanie. Chcą zrobić coś dobrego, chcą się sprawdzić, chcą poświęcić swój wolny czas…. Praca z wolontariuszami, długie rozmowy z nimi, wspólne bycie – nauczyło mnie jednak kilku ważnych rzeczy.

Punkt pierwszy: wolontariat to nie poświęcenie.

Profil wolontariusza w Polsce się zmienia. Kiedyś, jeszcze 5-10 lat temu główną grupą docelową wolontariatu, zwłaszcza kulturalnego, byli studenci. Wśród wielu motywacji, często przewijało się: nabycie doświadczenie, poznanie nowych kultur, nawiązanie przyjaźni czy, i to ważne, nabycie nowych umiejętności przydatnych w przyszłym życiu zawodowym. Potem dołączali do naszego grona seniorzy. Znów, chcący zrobić coś innego, dowiedzieć się nowych rzeczy, pobyć z młodymi. Od kilku jednak lat można zauważyć duże zmiany. Powoli znikają pytania „po co” i złowieszcze słowa „za stara/y jestem na takie zabawy”. Nie da się wyrosnąć z wolontariatu. Żaden wiek nie jest zły, by zacząć robić coś więcej. Żeby zrobić coś dla siebie. Bo niezależnie od motywacji to nie jest poświęcenie.

Wolontariat jest interakcją – jest dawaniem i braniem jednocześnie.

Wtedy przypomina mi się historia Czterdziestoparoletniego Inżyniera, który chce zostać naszym wolontariuszem żeby podziękować za to, co daliśmy jego 19-letniej córce, Macherce.
Wtedy myślę o Pani Dyrektor Dużej Korporacji, która nie ma żadnych oczekiwań i nie chce koordynować zespołem wolontariuszy – chce być jednym z nich, odpocząć od pracy i dać z siebie to, co najlepsze.

Zespół jednak nie zbuduje się sam. Co roku pojawia się ponad 100 zgłoszeń chętnych kandydatów. Miejsc mamy zazwyczaj 30. Pozostali to wolontariusze z poprzednich edycji. W całej tej mozaice i ta decyzja jest bardzo przemyślana. Dużo łatwiej jest wdrożyć się nowym wolontariuszom, kiedy mają wsparcie tych „bardziej doświadczonych”, a z roku na rok ich pewność i swoboda działania wzrasta.

Wybór zespołu jednak stanowi jeden z najtrudniejszych elementów zarządzania nim. Złotym środkiem jest rozmowa i wzajemne poznanie. Z każdym z kandydatów spotykamy się razem z dwójką koordynatorów. Po to, by zachować obiektywizm, ale przede wszystkim poznać się na tyle, na ile tylko się da w 45 minut. Całe to przedsięwzięcie, jak co sprawniejsi matematycy już policzyli, trwa kilka miesięcy. Nigdy nie był to czas stracony. Dlaczego? I tu pojawia się …

Punkt drugi: relacje.

Dokładnie rok temu z całym zespołem koordynatorów wzięliśmy udział w programie NGO Lab. Tam metodą design thinking prowadziliśmy wywiady pogłębione z wolontariuszami. Słuchanie, choć czasami jest bardzo wymagające, pozwala usłyszeć prawdziwe potrzeby. I zrozumieliśmy jedno – praca jest wynikiem relacji. Poznawanie innych, bycie razem i wspólne działanie – to jedne z podstawowych motywacji Macherów.

Motywacja ta jest szczególnie obecna u osób już bardziej doświadczonych, które podkreślają, że atmosfera bycia razem w trakcie realizacji festiwalu jest jedną z kluczowych wartości, jakie otrzymują z uczestnictwa w programie wolontariatu. Ta możliwość poznania innych ma różne wymiary: praktyczny, kiedy lepiej pracuje się z kimś, kogo się zna, ale przede wszystkim jest poczuciem wspólnoty – wspólnego działania i bycia.

To dlatego Macherem jest się cały rok, a nie 10 dni.

Cały program przygotowań – począwszy od merytorycznego cyklu spotkań, takich jak zwiedzania, szkolenia, warsztaty, a kończąc na integracyjnych spotkaniach do późnych godzin nocnych w Alchemii – ma jeden główny cel: wspólne doświadczenie. To wspólne relacje budują zespół. To one są wartością niepodważalną. 30 lat festiwalu to wiele długich przyjaźni, miłości i długoletnie związki.

Po trzecie wreszcie i najważniejsze. To balans i ciągła nauka.

Dla każdego z nas, tak samo ważne jest rozwijanie swojej indywidualności i bycie w grupie. To daje wolontariat. Na tym osadzamy rozwój Macherów. Każdy z nich jest wyjątkowy. I nie rzecz w tym, by współpracować z 500 wolontariuszami, którym wciąż zleca się tę samą pracę. Kluczem jest takie dobranie zadań, by każdy z nich poczuł się ważny. Ba! Ileż to razy to wolontariusze mieli takie umiejętności czy doświadczenie w jakiejś dziedzinie, że to my mogliśmy się od nich uczyć!

Macherzy przecież tworzą ten festiwal – i robią to dosłownie: asystując przy projektach artystycznych, przeprowadzając transfery artystów, przygotowując scenę, współpracując z ekipą techniczną. Bez nich i bez ich umiejętności byłoby bardzo trudno.

Czy ja się uczę?

Nieustannie. Uczę się pokory i bycia dla nich. Uczę się, że najlepszą formą kontroli jest zaufanie. Uczę się, że nie ma przepisu na idealny wolontariat. Ale wiem, że ludzie którzy lubią ze sobą być, mają niezwykłą energię – taką która pozwala spać 2 godziny dziennie i która pozwala być dumnym z tego, co się robi.

Fajnie jest być Macherem, naprawdę! J

Edyta Gawlak
Koordynatorka wolontariatu The Machers
w Festiwalu Kultury Żydowskiej









PLACES WORTH YOUR TIME