Janusz Makuch: Źródło

0

Janusz Makuch: Źródło

Nie opuszcza mnie obraz dwóch braci – jeden ginie z ręki drugiego. To jak zapowiedź ludobójstwa i ostatecznej zagłady rozpisanej na bolesne pasma wieków, te dawne – z plamami zastygłej, czarnej krwi i to obecne – z krwią, która niebawem sczernieje. Przez wieki, na wieki wieków – to samo. Bo ze złem (w sobie) nijak poradzić sobie człowiek nie umie.

Zresztą, sam Bóg miał z tym niemały kłopot, skoro dość szybko doszedł do wniosku, że zsyłając Potop zgładzi (spłucze) z powierzchni ziemi Swoje własne stworzenie. Za dużo zła i za dużo skłonności do zła: pożałowałem, że ich uczyniłem (Rdz. 6;7) – powiada Pan Bóg i to jeszcze zanim historia humanitatis rozwinęła się na dobre. I na złe.

Mitem założycielskim ludzkości jest bratobójstwo. Rozumiem skłonność człowieka i wszelkich religii, by temu zaprzeczać, wypierać się, wierzyć w dobro od zarania dziejów, w życie wieczne, w zmycie wszelkich grzechów i wieczne win odkupienie. Ale jesteśmy tu i teraz, czujemy zapach śmierci, dym i rozkład ciał. Żaden Bóg tego nie chciał. To wyłącznie nasze dzieło, bo każdy z nas nosi w sercu niezmywalne znamię.

Widmo kolejnego Potopu przeraża, a drugiego Noego Bóg raczej nie znajdzie (?). Mantra, że może przyszłe pokolenia będą lepsze nie sprawdza się od pokoleń i pewnie nie sprawdzi. Pozostając przy terminologii wodnej: potoki propagandy, wodospady kłamstw, rzeki cynizmu i nienawiści – we wszystkim tym grzęźniemy każdego dnia, nieświadomi, że to już Potop. Kolejny kataklizm, jak kolejna wojna od zawsze i na zawsze wpisane są w nasze dzieje. Nie unikniemy ich. Krótkie chwile wytchnienia urzekają jak tęcza rozpięta pomiędzy obietnicą, a spełnieniem. Zanim pojmiemy wartość obietnicy i zanim cokolwiek się spełni – tęcza znika.

Gdzie zatem szukać schronienia? W Arce.

Arka to metafora naszego wewnętrznego świata zbudowanego z prostych i zarazem fundamentalnych wartości, do której z zewnątrz wdzierają się wody zniszczenia. Jeśli prawdą jest, że wszystko zostało stworzone dla dobra człowieka, to w pierwszej kolejności człowiek musi o to dobro zadbać. I nie chodzi o żadne „dobro ludzkości”, bo to nonsens, ale o swój wewnętrzny „dobrostan”. Świat jest dokładnie taki, jacy jesteśmy my.

Arka chroni przed złem i śmiercią.

Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i dobro, oraz śmierć i zło (…) wybierz przeto życie, abyś żył, ty i twoje potomstwo – rzecze Bóg do człowieka (Pwt. 30; 15 i 19).

Arka wiedzie nas do źródła.

Jednym ze źródeł, z którego czerpię siłę i wytchnienie jest judaizm. Albowiem w Tobie jest źródło życia i w Twojej światłości oglądamy światło. (Ps. 36,10). Dawno temu, chcąc wytłumaczyć poganinowi, na czym polega judaizm, Rabin Hillel powiedział: Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Oto cała Tora; reszta to tylko komentarz. Idź i ucz się.

Źródłem niewyczerpanym jest miłość. I nienawiść. Nam, ludziom, do pełni szczęścia wystarczyłoby poszanowanie „złotej reguły”: żyj i daj żyć innym. Tylko tyle i – jak się okazuje – aż tyle.

Wracamy Arką do źródła, w którym swój początek bierze świadomość gestów i słów – i odpowiedzialność za nie.

Wracamy do źródła, bo jego wody potrafią uzdrawiać. W poszukiwaniu harmonii przeciwieństw dalekiej od dzisiejszego chaosu. Wracamy przygnębieni, z otwartymi ranami, w poszukiwaniu wody życia, która ma moc uzdrawiania. Bo mimo najlepszej woli nielicznych, jakoś się nie chcą zasklepić te polsko – żydowskie rany. Jątrzą się, nabrzmiewają i krwawią pod grubą warstwą bandaży.

Wracamy do źródła w poszukiwaniu żywej wody, by te rany obmyć. Bez szczególnej nadziei, że się zasklepią, za to z najlepszą wolą, by przestały krwawić.

Wracamy do źródła, bo jego wody mają moc fizycznego i duchowego oczyszczenia. Krew, zwłaszcza ta przelana, nie oczyszcza. Krew jest siedliskiem duszy (Rdz. 9;4), życia i jako taka jest święta (Kpł. 17; 11 i 14 ). Kto ją przelewa, ściąga na siebie śmierć (Rdz. 9; 5-6). Może jest gdzieś takie źródło, którego woda zmywa bratobójczą krew…

Wreszcie: woda obmywa z grzechu nieczystości i czyni człowieka zdolnym do z-godnego życia ze sobą i z innymi/obcymi. Jak woda ze źródła Miriam, które otworzył Mojżesz uderzając laską w skałę na Horebie (Ex. 17; 6 ) czy w Meriba (Ks. Lb. 20; 11). Jak uzdrawiająca woda, która wypłynie spod progu Świątyni, którą odbuduje Mesjasz (Ez. 47). Daje mu siłę do świadomego i odpowiedzialnego życia. Bywa, że dzięki temu panuje nad złem. Nic dziwnego, że po dziś dzień nakaz rytualnego oczyszczenia jest jednym z fundamentalnych nakazów judaizmu (Ks. Lb 19, 20; 1-13). Gdziekolwiek osiedlali się Żydzi, w pierwszej kolejności budowali mykwę, a dopiero potem synagogę.

Źródła, do których zmierzamy w tym roku, to źródła Ziemi Izraela, gdzie po dwóch tysiącach lat tułaczki i prześladowań, pogromów i Holocaustu – powrócili Żydzi. Spełniła się przepowiednia proroka Izajasza: …będziecie z radością czerpać wodę ze źródła wybawienia (Iz. 12;3).

U ujścia ludzkiej historii zlewają się rzeki kłamstw i nienawiści tworząc cuchnące bajoro. Arką FKŻ płyniemy pod prąd, w poszukiwaniu źródła מַיִם-חַיִּים, Majim Chajim, żywej wody, która oczyszcza i odradza. Tym źródłem jest Tora.

 

Janusz Makuch
twórca i dyrektor
Festiwalu Kultury Żydowskiej  w Krakowie









PLACES WORTH YOUR TIME