Janusz Makuch: Dobro
Posyłaj twój chleb na oblicze wód, a znajdziesz go po dniach wielu. ( Kohelet, 11;1 ) Następny wers tego samego rozdziału brzmi: Daj cząstkę siedmiu, a nawet ośmiu, bo nie wiesz, jakie nieszczęścia nastąpią na ziemi.
Ziemia, z przewagą brudnych wód, topniejących lodowców, toksycznego powietrza i wiecznego ognia w głębinach jest wciąż piękną planetą i gdyby nie chciwość naczelnych ssaków – ich w pełni naturalna chęć panowania nad innymi, czy mieszcząca się w nieskazitelnej logice nienawiści wola mordowania – to może byłby świat jedną z tych pięknych oaz spokoju w oceanie ciemnego wszechświata. Jednak nigdy nie było (s)pokoju, nie ma i nie będzie na niewiele znaczącej planecie Ziemia, pomiędzy dwunożnymi ssakami z tajemniczym mózgiem, jedynym wśród organów godnym szczerego namysłu, cokolwiek bowiem stworzy jest piękne z pozoru, przydatne do czasu, postępowe do momentu nieuchronnej samozagłady.
Podczas pamiętnego Potopu, wody spłukały z powierzchni Ziemi niemal wszystkie istoty żyjące. Wbrew nadziei Boga, na niewiele to się zdało, bo minęło zaledwie 4370 lat i oto ponownie stoimy w obliczu katastrofy na własne życzenie. Pomijam wojny, pożogi, gwałty, prześladowania; w historii ludzkości nie są ani czymś wyjątkowym, ani nowym – przeciwnie. Mam na myśli wyłącznie dobro i piękno planety Ziemia zachłannie niszczonej przez głupiego człowieka. I jakkolwiek to nie zabrzmi; modlę się o deszcz, który ponownie spłucze i oczyści Ziemię, bo gdyby nawet miało to trwać jeszcze „chwilę”, to i tak „miara czasu każdego człowieka zbliża się do kresu” ( Rdz. 6; 13 ). Niech przetrwa Ziemia.
Jest nas niewiele i niewiele możemy. Zarazem – dopóki jesteśmy – możemy wszystko, jeśli nasza wewnętrzna świadomość zbliży się choć nieznacznie do świadomości, która jest sensem istnienia wszechświata.
Wciąż mamy przywilej wyboru pomiędzy dobrem, a złem. Chleb, o którym pisze Kohelet jest niczym innym, jak cząstką dobra, odruchem serca, świadomym aktem współczucia, czymś pomiędzy miłosierdziem, a obowiązkiem. Nie ma nic wspólnego z pustymi słowami, chorobliwą autopromocją we wszelakich mediach, polityczną hipokryzją czy religijną obłudą. Bywa niedostrzegalna, jak okruch chleba i jak chleb niezbędna do życia.
Banalne porównanie życia z rzeką czasu z wolna nabiera dla mnie ostatecznego znaczenia. 34 lata temu położyliśmy chleb na wodzie. Przyznaję – bez określonej intencji i oczekiwań, że po latach Festiwal przeistoczy się w dobro wspólne. Dla wielu z tych niewielu stał się i chlebem i źródłem. Tora, i wpisane w nią wartości godnego życia owocują spełnianiem najprostszych uczynków, wypełnianiem micwot, bo więcej w tym pożytku dla istnienia Ziemi i harmonii żywiołów, aniżeli w gniewnych pokrzykiwaniach naiwnych obrońców klimatu i cynicznych kapłanów zagłady. Nie uratujemy rzek i oceanów, jeśli wprzódy nie zadbamy o czystość własnych źródeł.
Kiedy czytam słowa Psalmu 24 – Pana jest ziemia i wszystko, co ją napełnia, okrąg świata i mieszkający na nim, to w pierwszym rzędzie myślę o potędze Natury obdarzonej nieosiągalnym dla człowieka stanem świadomości. Wierzę w sprawczą moc Myśli zarówno we wszechświecie, jak i naszym lichym mikrokosmosie zamkniętym w kruchym naczyniu ciała.
Festiwal i wszystko, co przynależy do niego, pozwolił mi wyjść poza wąski obszar urodzenia, narodowości, religii, tożsamości. Przez długie lata nieustannie prowadził mnie w górę rzeki do momentu, kiedy przekroczyłem próg Jeruszalajim i pochyliłem się nad źródłem Gihon. Nie dziwcie się więc, że bliższy jest mi okrąg świata i mieszkający na nim z bijącym źródłem pośrodku, aniżeli obły świat wspomnień z wyschniętą studnią pośrodku.
W tym roku mijają trzydzieści cztery lata odkąd powstał, niejako wypłynął zasilany strumieniem żywej kultury żydowskiej pierwszy Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie.