31. FKŻ | Cztery żywioły w nas

0

W naszym ciele obecne są one wszystkie i to jeszcze naraz: podczas każdego wdechu powietrze wypełnia nasze płuca, dając sygnał do działania dla całego organizmu, do ruchu, podtrzymującego życie. Ogień to zarówno iskrzące na skanach mózgu połączenia nerwowe i myśli, jak i mniej wzniosłe procesy trawienne, które i chińscy i ajurwedyjscy lekarze określają właśnie tym mianem. Woda, to z kolei osiemdziesiąt procent naszego ciała – dlatego popularne memy głoszą, że człowiek to „ogórek z lękiem egzystencjalnym”, choć gwoli prawdy bylibyśmy ogórkiem czerwonym, bo woda przede wszystkim jest w naszej, wypełniającej wszystko krwi. Jeśli – nomen omen – ucieleśniamy metaforę to ziemię reprezentuje nasze całe ciało fizyczne, ale przede wszystkim wapienne kości, zęby, czy keratynowe włosy, a składnikiem wielu fragmentów ziemi zaś są nasze rozkładające się ciała. Z tego powstaliśmy, tam powracamy, nigdy przecież nie byliśmy rozłączni.

Bowiem żywioły w nas obecne czynią nas częścią świata – zarówno tego metafizycznego, duchowego, jak i jak najbardziej realnego, choć ci, którzy opierają się poetyckości tej wizji będą starali się tego nie dostrzec. Tego, co dla starożytnych było prawdą, codziennością i tego, czego dowodzili, używając żywiołów – płomieni ognia, tafli wody, chmur, dymu, znaków na niebie i ziemi – do przepowiadania przyszłości i jako życiowych wskazówek – dla nas, odłączonych od przyrody, bywa już mrzonką. A przecież żywioły były jednym z największych tematów, najbardziej intrygującym zagadnieniem pierwszych filozofów. Szukając arche – podstawowej zasady, kłócili się, co nią jest: Tales z Miletu widział ją w wodzie, Anaksymander w bezkresie, który możemy skojarzyć z ziemią, Anaksymenes w powietrzu, a Heraklit w ogniu.

Unikamy myślenia o żywiołach i nie chcemy widzieć ich w sobie również z tej prostej przyczyny, że na głębokim poziomie się ich boimy: to coś większego od nas i niebezpiecznego.

Trzęsienie ziemi, czy to, że ziemia nie wyda plonu – obie rzeczy poza naszą kontrolą – może oznaczać śmierć, tę fizyczną, jak i tę miru naszego życia. Ogień nieudomowiony stanowi ogromną siłę niszczącą. Woda, tak piękna i odżywcza, niezbędnie nam potrzebna – może nas zalać, zatopić i pochłonąć, co przerażająco opisują starotestamentowcy. A powietrze? Trąba powietrzna obraca wszystko wniwecz, morowe zabija, jego brak spowoduje okropne wizje i męki. Oczywiście można – i trzeba – ten lęk okiełznać, obrócić, przyjąć, zamienić na szacunek dla żywiołów, zarówno tych w świecie, jak i w nas samych. No poziomie symbolu patrzeć będziemy wtedy na to, że drugą stroną przerażającej siły jest to, że ziemia karmi, powietrze oczyszcza, ogień chroni, a woda poi, koi i leczy. A jeśli chcemy czegoś się pozbyć to naprawdę możemy to spalić w ogniu, zakopać w ziemi, odesłać z prądem wody czy rozrzucić na wietrze…

Metaforami elementów świata w nas posługują się medycyny i systemy mówiące o balansie – od wspomnianych, mających się świetnie i aktualnie badanych na każdą stronę holistycznych – chińskiej i ajurwedy – po bardziej ezoteryczne, jak feng shui czy szamańskie systemy Indian Ameryki Północnej i Południowej. Wszystkie uważają, że to, co się liczy, to harmonia między pierwiastkami, że chorobę, naruszenie, niestabilność – wnosi brak lub nadmiar jednego, czyli brak równowagi.

I tak ziemia – jak pisze zajmująca się żywiołami Jolanta Maria Berent – zapewnia nam poczucie realizmu, praktyczne myślenie, ale jeśli jest jej za dużo, może tłumić spontaniczność, ograniczać horyzonty myślowe, prowadzić do materializmu, konserwatyzmu, przesadnego planowania i niewolniczego trzymania się zasad, do despotyzmu, a nawet fanatyzmu. Powietrze to z kolei elastyczność i intelekt, ale gdy jest go za dużo powoduje niezdecydowanie i zmienność, przeintelektualizowanie i gadulstwo. Ogień obdarza nas pasją, siłą twórczą, ale gdy się zanadto rozbucha staje się przyczyną ataków gniewu, agresji, egoizmu, nadmiernego folgowania żądzom. Woda daje wrażliwość, intuicję, wyobraźnię, jednak w nadmiarze wywołuje zagubienie i odrealnienie, bierność i melancholię.

Jeśli kiedyś traficie do chińskiego (i japońskiego) lub ajurwedyjskiego lekarza/ki zada on/a wam pytania o charakter, nawyki i emocje rozpoznając żywioły w was, oceniając którego brakuje, który dominuje, który jest w nierównowadze. A potem nauczy was z dużą uważnością rozpoznać je, balansować, harmonizować. Brać kąpiele, czytać poezję, grzebać w ziemi, jeść masło. „Ziemię łączyć z powietrzem, godzić ogień z wodą”, surfować po naszym cielesnym potencjale wykorzystując to, co od wieków jednocześnie stanowiło ogromną zagadkę, jak i było immanentnie z nami związane – ducha nierozerwalnie związanego z przyrodą.

Aga Kozak









PLACES WORTH YOUR TIME